Do czego to doszło, żebym ja, dwudziestojednoletnia dziewczyna, pisała pamiętnik? Dzienniczek sportowca jestem w stanie zrozumieć, ale nie dziecinny pamiętnik. Dzienniczek to taki nasz obowiązek, a to.. to już nawet nie będzie pamiętnik, a wyżalnik, także ostrzegam lojalnie.
I pewnie powstanie wielkie oburzenie, czemu ta alpejska gwiazdeczka zaczyna gwiazdorzyć? Dlatego też spieszę to wszystko wyjaśnić.
Wiem, mam wspaniałych rodziców, którzy zawsze mnie motywowali i w ogóle wciągnęli na ten wózek, na którym teraz jadę, siostrę, która zaczyna coraz śmielej wywijać te ewolucje i akrobacje w skicrossie i dowolnym narciarstwie. Widziałam na własne oczy Kimberly Perry, z czego jestem ogromnie dumna, rozmawiałam z Janne Ahonenem, Adamem Małyszem i Piotrem Żyłą, co do tej pory śni mi się po nocach.
Powolutku pobijam świat narciarstwa alpejskiego, ciułam sobie punkciki w Pucharze Świata, mam dwa medale młodzieżowych Mistrzostw Świata.
Ale i tak znajdą się osoby, które psują tą moją sielankę. Życiowy błąd popełniłam, gdy przez nieuwagę zderzyłam się z pięknym i młodym wówczas, 23-letnim Emilem Joenssonem. Podniósł mnie ze śniegu niczym szmacianą lalkę. I nawet nie zauważyłam, kiedy przepadłam w jego oczach. Oczy tego chłopaka - pff, mężczyzny - zawsze przyciągały moją uwagę i zawsze lubiłam w nie patrzeć. Ot, taka osobliwa pasja. Fascynacja... Miałam wtedy 16 lat i zdawało się, że zaraz z tego wyrosnę. I co? Minęło pięć lat i nic się nie zmieniło. On pozostał mi bardzo bliski, a ja nadal byłam 'tą alpejką', co mu prosto pod nogi weszła, przez swoją nieuwagę i brak koncentracji. Bo gdybym nie zderzyła się z nim, to spotkałabym się z jego kijami albo nartami, a to już nie należałoby do miłych przeżyć. Ot co.
Wraz z Emilem, po jakimś czasie pojawiła się Anna Haag. Oj, zabolało. Uraził moją dumę. Dostałam taką lekcję pokory, jak chyba nigdy do tamtej pory, nawet większą niż wtedy, gdy byłam ostatnia w konkursie PŚ, choć to też bolało. Anna potrafi wyprowadzić mnie z równowagi jednym słowem, choć staram się do tego nie podchodzić zbyt emocjonalnie. Nie potrafię, nie mogę. Ja, Malin Rosenberg, w tej kwestii jestem bezradna jak dziecko.
Byłam pierwsza! Pierwsza! Ilekroć sobie tak pomyślę, to mam ochotę tupać nogą jak mała dziewczynka.
Anna chyba niczemu tu nie jest winna. To ja mam problem.
No i ostatnio - no, na początku ich sezonu - poznałam skoczków narciarskich. Niemców, Polaków i Słoweńca, który bardzo lubi robić mi na złość i mnie denerwować. Fajni są. Tacy wyluzowani. O, na przykład ten cały Piotr Żyła. Aż obudziły się we mnie śladowe ilości polskości, bo moja babcia ze strony taty jest Polką.
Joensson, pacan jeden do szału mnie doprowadził dzisiaj tym swoim finałowym biegiem. Gdyby nie Anna, to też bym pewnie rzuciła się do mety, ale chciałam tłumu robić. To zakrawało na tragikomedię, mogli go już w spokoju na noszach znieść, a nie wlec go za sobą jak... jak marionetkę, lalkę jakąś. Przeraziłam się wtedy, bo to wyglądało koszmarnie. Naprawdę byłam przerażona. Nigdy więcej czegoś takiego. Pół-salta Sylwii Jaśkowiec, ślizgu Maćka Staręgi, upadków Dario i Antona, i całego tego festiwalu upadków.
Och, muszę już kończyć. Slalom gigant i supergigant wzywają, wszak to dopiero początek ZIO.
I pewnie powstanie wielkie oburzenie, czemu ta alpejska gwiazdeczka zaczyna gwiazdorzyć? Dlatego też spieszę to wszystko wyjaśnić.
Wiem, mam wspaniałych rodziców, którzy zawsze mnie motywowali i w ogóle wciągnęli na ten wózek, na którym teraz jadę, siostrę, która zaczyna coraz śmielej wywijać te ewolucje i akrobacje w skicrossie i dowolnym narciarstwie. Widziałam na własne oczy Kimberly Perry, z czego jestem ogromnie dumna, rozmawiałam z Janne Ahonenem, Adamem Małyszem i Piotrem Żyłą, co do tej pory śni mi się po nocach.
Powolutku pobijam świat narciarstwa alpejskiego, ciułam sobie punkciki w Pucharze Świata, mam dwa medale młodzieżowych Mistrzostw Świata.
Ale i tak znajdą się osoby, które psują tą moją sielankę. Życiowy błąd popełniłam, gdy przez nieuwagę zderzyłam się z pięknym i młodym wówczas, 23-letnim Emilem Joenssonem. Podniósł mnie ze śniegu niczym szmacianą lalkę. I nawet nie zauważyłam, kiedy przepadłam w jego oczach. Oczy tego chłopaka - pff, mężczyzny - zawsze przyciągały moją uwagę i zawsze lubiłam w nie patrzeć. Ot, taka osobliwa pasja. Fascynacja... Miałam wtedy 16 lat i zdawało się, że zaraz z tego wyrosnę. I co? Minęło pięć lat i nic się nie zmieniło. On pozostał mi bardzo bliski, a ja nadal byłam 'tą alpejką', co mu prosto pod nogi weszła, przez swoją nieuwagę i brak koncentracji. Bo gdybym nie zderzyła się z nim, to spotkałabym się z jego kijami albo nartami, a to już nie należałoby do miłych przeżyć. Ot co.
Wraz z Emilem, po jakimś czasie pojawiła się Anna Haag. Oj, zabolało. Uraził moją dumę. Dostałam taką lekcję pokory, jak chyba nigdy do tamtej pory, nawet większą niż wtedy, gdy byłam ostatnia w konkursie PŚ, choć to też bolało. Anna potrafi wyprowadzić mnie z równowagi jednym słowem, choć staram się do tego nie podchodzić zbyt emocjonalnie. Nie potrafię, nie mogę. Ja, Malin Rosenberg, w tej kwestii jestem bezradna jak dziecko.
Byłam pierwsza! Pierwsza! Ilekroć sobie tak pomyślę, to mam ochotę tupać nogą jak mała dziewczynka.
Anna chyba niczemu tu nie jest winna. To ja mam problem.
No i ostatnio - no, na początku ich sezonu - poznałam skoczków narciarskich. Niemców, Polaków i Słoweńca, który bardzo lubi robić mi na złość i mnie denerwować. Fajni są. Tacy wyluzowani. O, na przykład ten cały Piotr Żyła. Aż obudziły się we mnie śladowe ilości polskości, bo moja babcia ze strony taty jest Polką.
Joensson, pacan jeden do szału mnie doprowadził dzisiaj tym swoim finałowym biegiem. Gdyby nie Anna, to też bym pewnie rzuciła się do mety, ale chciałam tłumu robić. To zakrawało na tragikomedię, mogli go już w spokoju na noszach znieść, a nie wlec go za sobą jak... jak marionetkę, lalkę jakąś. Przeraziłam się wtedy, bo to wyglądało koszmarnie. Naprawdę byłam przerażona. Nigdy więcej czegoś takiego. Pół-salta Sylwii Jaśkowiec, ślizgu Maćka Staręgi, upadków Dario i Antona, i całego tego festiwalu upadków.
Och, muszę już kończyć. Slalom gigant i supergigant wzywają, wszak to dopiero początek ZIO.
***
Znalazłam jeszcze chwilę, żeby trochę popisać. Choć nie wiem, czy coś z tego wyjdzie, bo Jenni zaczęła śpiewać. Może lepiej, żeby przestała, bo zaraz ją spotka lincz ze strony pozostałych ekip. Najbliżej są Niemcy i Włosi. No i się niewiele pomyliłam. Ktoś dobijał się do drzwi w naszym pokoju.
O, nawet Jenni wreszcie się uciszyła. Co za ulga.
Z miną zbitego psa ostrożnie otworzyła drzwi, w każdej chwili gotowa natychmiast je zatrzasnąć przed nosem stojącemu za nimi.
- Jest Lara? - zapytał jakiś brunet, nonszalancko opierając się o framugę drzwi.
Wstałam z łóżka i poszłam tam do nich, bo głos chłopaka wydał mi się dziwnie znajomy.
- O, Marinus, miło cię widzieć, ale trafiłeś pod zły adres. Spytaj Marie, gdzie ona może być, bo ja nie wiem - wyjaśniłam. Pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Dzięki, Miłego wieczoru i ... któraś z was całkiem ładnie śpiewa - powiedział z uśmiechem i sobie poszedł. Jenni jeszcze przez jakiś czas chodziła z wielkim rumieńcem na policzkach.
Idę spać, mam dość wrażeń na dzisiejszy dzień.
__________________________________________________________
Wracam. Po roku, z pierwszą serią. Nie wiem, czy będzie druga, skoro pisanie tego rozdziału już bolało... Nie wiem, czy dam radę. Trzymajcie kciuki, żeby się udało.
Trzymajcie się,
@Julia_Szl
Jest! Nareszcie!
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że ciężko jest mi sobie wyobrazić Emila w roli trochę pogubionego mężczyzny (nie mogę znaleźć określenia), a Anny w roli takiej złej kobiety, ale to brzmi intrygująco. Sama Anna pewnie niemało namiesza, o Emilu nie wspominając!
Ciekawie się zaczyna, z taką ekipą Malin nie może się nudzić! :D